Ponieważ wiele się w ostatnim czasie zmienia i próbuję wielu nowych rzeczy, postanowiłam, że wprowadzę tutaj taki cykl postów. Dzisiaj pierwszy z nich! Czyli o mojej pierwszej Nocy Muzeów, deszczu i kradzieży ciasteczek. Trochę późno, bo Noc Muzeów była prawie tydzień temu, ale lepiej późno niż później. Zapraszam!
Zacznijmy od początku, czyli tak, jak należy. Noc Muzeów to wydarzenie ogólnopolskie. Na pewno o nim słyszeliście. Polega na bezpłatnym oglądaniu wystaw w galeriach sztuki czy muzeach, a nawet teatrach. Już od jakiegoś czasu chciałam wziąć w tym udział, jednak dopiero w tym roku mi się to udało. Razem z Beatą i Paulą zaczęłyśmy swoją trasę od teatru.
O godzinie 16 odbył się spektakl muzyczny "Zakochani w stylu retro" z piosenkami z dwudziestolecia międzywojennego, przygotowywany przez nasz lokalny Klub Carpe Diem. Trwał godzinę i muszę przyznać, że był całkiem dobry. Jak na niewykwalifikowanych aktorów i piosenkarzy poradzili sobie świetnie. Po spektaklu zdecydowałyśmy się obejrzeć wystawę lalek. Tyle kolorów i lalek w jednym miejscu! Prawdziwa Kraina Czarów, zresztą sami zobaczcie!
Kolejnym przystankiem była Galeria Sztuki Współczesnej, jednak tam, nie udało mi się zrobić żadnych zdjęć. A! Nie wspomniałam jeszcze, że kiedy wyszłyśmy z teatru to zaczęło padać, a do następnej wystawy zostało nam ponad 40 minut. Trochę zmokłyśmy, zanim dotarłyśmy do Galerii, ale rzeźby, które tam się znajdowały, okazały się autorstwa pana, który wykonał naszą łomżyńską ławeczkę z Hanką Bielicką, także warto było tam zajrzeć i obejrzeć jego inne prace.
Później trafiłyśmy do Galerii Pod Arkadami. Cudowne wnętrze! Akurat sam początek wernisażu. Pan, który otwierał wystawę, opowiedział nam trochę o samej autorce, po tym przeszliśmy do oglądania jej prac. Wszystkie były wspaniałe, a część z nich z pewnością chciałabym mieć u siebie w pokoju.
Później przeszłyśmy do Galerii Aporia. Jeszcze nigdy nie widziałam tylu obrazów w jednym miejscu.
Deszcz zaczynał padać coraz mocniej, a my biedne nie miałyśmy ze sobą parasola. Pobiegłyśmy więc do Muzeum Północno-mazowieckiego i załapałyśmy się na trzy czy cztery wystawy. Zobaczycie poniżej wystawę międzynarodową o bursztynie, a także o lampach naftowych i o samej historii Łomży.
Kolejnym miejscem, do którego również biegłyśmy (tutaj przypominam sobie, że musiałyśmy jeszcze chwilę czekać na deszczu na Paulę, która zostawiła telefon w łazience w muzeum, nie wiem z kim się zadaję...) było Muzeum Diecezjalne. Tam był koncert i dwie wystawy. Jednak związana z biskupami, raczej mnie nie interesowała, i druga z obrazami. Zobaczcie!
Zmoknięte i zmarznięte udałyśmy się do Hotelu Gromada, gdzie również powinna być wystawa, której nie mogłyśmy się doszukać. Zawinęłyśmy więc kilka ciastek ze stolika przy wejściu, które nawiasem mówiąc, były pyszne, i wyszłyśmy. Postanowiłyśmy wrócić do domów. Czekałyśmy jakieś 20 minut na przystanku autobusowym na autobus, który był darmową linią, a po powrocie zjadłyśmy pyszne kanapki i wypiłyśmy ciepłe napoje.
Tak się oto skończyła nasza wieczorna pogoda. Zapomniałam wspomnieć o tym, że przez praktycznie całą naszą wędrówkę chodziła za nami pani ze strony internetowej miasta, także czułyśmy się jak prawdziwe gwiazdy. Byłyśmy jednymi z bardzo nielicznych młodych ludzi na tych wystawach, co bardzo dziwiło starsze osoby, które na nich spotykaliśmy.
Tak się oto skończyła nasza wieczorna pogoda. Zapomniałam wspomnieć o tym, że przez praktycznie całą naszą wędrówkę chodziła za nami pani ze strony internetowej miasta, także czułyśmy się jak prawdziwe gwiazdy. Byłyśmy jednymi z bardzo nielicznych młodych ludzi na tych wystawach, co bardzo dziwiło starsze osoby, które na nich spotykaliśmy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz