00:19

małomiasteczkowa

małomiasteczkowa


Jeśli regularnie śledzicie wpisy, to wiecie, że rozpoczęłam w tym roku studia i przeprowadziłam się do większego miasta. Miasta kilkakrotnie większego od mojej rodzinnej miejscowości. Nie jest to Warszawa, Kraków albo Wrocław, ale wciąż jedno z największych w Polsce. Moje pierwsze odczucia były takie, że nie poradzę sobie. Nie ogarnę tak dużego miejsca. Nie poradzę sobie z komunikacją miejską. Nie trafię do sklepów ani na uczelnię. Po prostu zostanę tutaj sama jak palec i nie będę w stanie niczego zlokalizować. To był po prostu ogromny kryzys. Kryzys Pierwszego Dnia - tak go nazwijmy. 

Przeprowadziłam się tutaj w sobotę. Tego samego dnia, kiedy zdążyłam już wypłakać chyba wszystkie łzy, wpaść w panikę i stracić chęci do wszystkiego, wyszłam na zewnątrz. Chciałam jednak rozejrzeć się też w okolicy, przewietrzyć głowę i przestać myśleć o domu. Supermarket oddalony ode mnie ok. 20 minut drogi okazał się być celem dopiero później, kiedy przypomniałam sobie, że nie mam w akademiku ani pieczywa, ani masła, mlekiem też bym nie pogardziła. Szłam do niego 40 minut... A wracałam ponad godzinę... Wtedy jeszcze nie do końca rozumiałam działanie GoogleMaps. XD 

Kilka następnych dni i tygodni pokazało mi i pozwoliło poznać nową wersję mnie. Bardziej zaradną, zorientowaną i samodzielną. Spacery po nowym, większym mieście uświadomiły mi, że tak naprawdę na tutejszych ulicach nie ma znaczenia, skąd jestem, jak się ubieram czy nawet co studiuję. Ludzie mijają się nawzajem, zapatrzeni przed siebie albo w telefony. Mało kiedy udaje się złapać z nimi kontakt wzrokowy. Mam wrażenie, że wszyscy gdzieś p ę d z ą. Wchodzą na przejścia na czerwonym świetle. Ich krok jest tak szybki, że prawie biegną. Nie mają nawet jak chwycić ulotki, którą ktoś wysuwa do nich w dłoni. Dlatego najbardziej lubię wracać z uczelni przed południem, kiedy na ulicach nie ma jeszcze tak wiele osób, a te które są wydają się jakby pędzić mniej. 

Miesiąc w mieście większym od mojego rodzinnego pięć razy sprawił, że jeszcze bardziej uświadomiłam sobie swoją małomiasteczkowość. Żyję ideami. Uwielbiam długie poranki, kiedy bez pośpiechu mogę wypić czarną herbatę i zjeść spokojnie owsiankę, czytając przy tym rozpoczętą książkę. Kiedy mogę leżeć dłużej w łóżku i obserwować grę światła na ścianach (teraz to już naprawdę rzadkość, ale w październiku wielokrotnie się zdarzało). Tutaj jakby nie ma na to miejsca. 

Po powrocie do domu doceniłam ciszę i spokój mojego osiedla. To, że znam każdą uliczkę, że liście nie są sprzątane na bieżąco i dzięki temu jesień rzeczywiście można poczuć w powietrzu, oprócz tego zimnego wiatru, który wkrada się w zakamarki ubrań. I choć wielokrotnie zazdrościłam, czasami nadal to robię, ludziom tego, że urodzili się i wychowali się w tym mieście, że mają lepszy dostęp do wszystkiego - kultury, sztuki, rekreacji - to za nic nie oddałabym swojej małomiasteczkowości na rzecz życia tutaj. Doceniłam ją dopiero, kiedy przyjechałam do większego miasta, kiedy zaczęło brakować mi moich bloków, wszystkiego w pobliżu i tego, że tak naprawdę, jeśli bardzo chcesz,  jesteś w stanie poruszać się po mojej miejscowości bez samochodu, na pewno zajmie Ci to więcej czasu, ale jest możliwe. 

Ale mimo tego pośpiechu i tęsknoty za rodzinną miejscowością podoba mi się tutaj. Cieszę się, że akurat do tego miasta trafiłam. W jeszcze większym czułabym się zwyczajnie źle. Próbuję oswoić się i zaaklimatyzować, i chyba jestem na dobrej drodze do tego. Mój pokój w akademiku staje się coraz bardziej przytulny i coraz bardziej się do niego przyzwyczajam, ale też przywiązuję. Nadal bardzo tęsknię za domem. Brakuje mi ciepłej atmosfery rodzinnej miejscowości i domu. Brakuje mi mojego pokoju, w którym mieszkałam 18 lat. Brakuje mi domowego jedzenia!!! Nocnych rozmów z bratem. Wspólnych niedzielnych obiadów. Ciężko jest nagle po tylu latach mieszkania z rodziną odłączyć się i zacząć życie na własną rękę, ale nie mam innego wyjścia. Tak już jest w tej dorosłości. I czas najwyższy się do tego przyzwyczaić. 

__________________________________________________

Bardzo brakowało mi pisania. Ogromnie. Zawsze po takiej długiej przerwie, kiedy wracam, czuję jakbym z powrotem odzyskała utraconą część siebie. Muszę zaglądać tutaj częściej. Koniecznie. Nie jestem zadowolona do końca z tego wpisu, czuję, że nie jest on najlepszy, ale chyba nie ma tragedii po prawie 2-miesięcznej przerwie. Miłego weekendu i  do następnego wpisu,
ściskam!
Ana

PS
Dla ścisłości #1: to są moje doświadczenia.
Dla ścisłości #2: moje rodzinne miasto ma ok. 65 tys. mieszkańców, moje miasto studenckie - ponad 340 tys.


22:23

memento {wrzesień}

memento {wrzesień}

Memento z września trochę wcześniej, bo jeszcze zanim ten miesiąc się skończy. Powodem jest jedynie to, że za tydzień o tej porze będą już w swoim pokoju w akademiku w mieście oddalonym od mojego domu o 265 km. I najpewniej 1 października ani w późniejszych dniach po rozpoczęciu roku akademickiego nie będę miała głowy, żeby podzielić się swoimi refleksjami z września z Wami tutaj. Myślę, że przez ten tydzień nie zmieni się za dużo... 

13:26

memento {sierpień}

memento {sierpień}

 s i e r p i e ń 

12:48

memento {lipiec}

memento {lipiec}

Memento (podniośle o nauce) to nowy format na Archiwum. Postanowiłam wprowadzić tutaj nową "serię" wpisów, które będą pojawiać się co miesiąc lub co kilka miesięcy i w których będę dzielić się z Wami tym, czego mnie dany czas nauczył, co sobie uświadomiłam. Pomoże mi to uporządkować sobie trochę to wszystko, czego doświadczę w czasie najdłuższych wakacji w życiu i pierwszego roku akademickiego.

22:49

sprzątanie

sprzątanie

Kiedy w moim życiu,  w mojej głowie pojawia się chaos,  nieporządek,  którego nie potrafię sprzątnąć,  zaczynam sprzątać swoje otoczenie.  Jest coś chyba terapeutycznego w tym. Po ułożeniu ubrań w szafie i na półkach,  książek,  wytarciu kurzy,  często poprzestawianiu nawet wielu rzeczy czuję się odrobinę lepiej i mam poczucie,  że chociaż to jestem w stanie uporządkować i ogarnąć.  Często moje porządki sięgają innych pokojów i szoruję łazienkę albo kafelki w kuchni... Najczęściej towarzyszy temu odcinek serialu w tle,  audiobook lub zwyczajnie muzyka. I przyznaję,  że nie wiem,  jak to się dzieje,  ale strasznie się przy tym wszystkim wyciszam. A może to wyciszenie przychodzi już przed sprzątaniem?  W każdym razie, kiedy wkracza maniakalne sprzątanie,  a często pojawia się jeszcze zanim uświadomię sobie, co i po co robię, wiem,  że coś się dzieje i moja podświadomość próbuje mi przekazać,  co jest grane. I w takie dni,  gdyby ktoś zapytał mnie,  jak się czuję,  odpowiedziałabym "pusta, wyszorowana od środka" albo nie odpowiedziałabym,  bo nie umiałabym w tamtej chwili określić tego poczucia. I nie wiem, czy sprzątaniem próbuję tę pustkę uzupełnić czy wręcz przeciwnie - ona się pojawia podczas mojego sprzątania. Zupełnie jakby ktoś wybrał mi wszystko z klatki piersiowej i zostawił tam czarną dziurę, a ja się cała w tą dziurę zapadała.

21:17

piękno [ene due #2]

piękno [ene due #2]

Wschodzące słońce. Rosa na trawie. Świeże, rześkie powietrze rankiem. Gra światła na ścianie, kiedy promienie słoneczne wpadają przez okno. Świeża pościel, w której się budzisz. Pyszne jedzenie. Zapach i smak śniadania, cokolwiek to jest. Nie ma znaczenia czy jajecznica ze szczypiorkiem, czy tosty z masłem orzechowym. Mural za oknem. Bukiet polnych kwiatów. Dotyk ciepłej posadzki, kiedy stawiasz bose stopy na płytkach na nagrzanym w słońcu balkonie. Truskawki, sałata albo pomidory, wyhodowane na nim w środku miasta. Śpiew ptaków za oknem. Deszcz meteorytów. Odpowiedź, kiedy prosisz o pomoc. Zmarszczki w kącikach oczu, kiedy się uśmiechamy. Zaznaczanie cytatów prawie na każdej stronie w ulubionej książce.  Rozmowa z przyjaciółmi - minutę, kilka minut, godzinę, kilka godzin. Uczucie, że jesteś rozumiana. Przytulanie się. Zasypianie pozytywnie zmęczonym po całym dniu spędzonym na powietrzu. Muzyka z lat 50. i 60. Uczucie, kiedy wyciszamy się po długim płaczu. Chłodna strona poduszki w gorącą noc. Zapach świeżo skoszonej trawy. Lody w ulubionym smaku. Zapach wilgotnej ziemi po deszczu. Trzymanie nowego życia na rękach. Śmiech ukochanych osób. Suszone kwiaty. Niespodziewany list. Huśtanie się na huśtawce nawet kiedy jesteś już na nią za duży. Spacery donikąd. Sernik, brownie albo szarlotka - no co kto lubi, prawda? Ulubione kwiaty (dla mnie piwonie) i ich zapach. Turlanie się z górki po trawie. Stare zdjęcia, na których pokazujesz swój szczerbaty uśmiech albo na palcach, ile masz lat. Małe potomstwo zwierząt. Wyraz twarzy kogoś, kiedy mówisz mu komplement. Jedzenie obiadu na śniadanie. Chodzenie boso po trawie. Chodzenie boso po piasku. Pierwsze pąki na drzewach, kiedy wszystko dopiero budzi się do życia. Jedzenie obiadu z rodziną. Zapach drewna, trocin. Spotkanie z przyjaciółmi, których nigdy nie widziałeś na żywo albo których nie widziałeś przez lata. Jedzenie na świeżym powietrzu, kiedy wszystko smakuje dwa razy bardziej. Pikniki. Lemoniada z lodówki, kiedy doskwiera upał. Bycie przywitanym przez naszego pupila o poranku. Pełne czułości buziaki w czoło (najlepsze na świecie). Uśmiech na ludzkiej twarzy, nieważne, ile mamy lat i jaki kolor skóry albo ile ważymy, taki, że uśmiecha się cała twarz. Sposób, w jaki patrzą na siebie nowożeńcy. Dziadkowie, którzy po 60 latach małżeństwa nadal patrzą na siebie z ogromną miłością i trzymają się za ręce, jak wtedy, kiedy zakochali się w sobie po raz pierwszy. Uczucie, kiedy wracasz do domu po długim wyjeździe i wreszcie śpisz w swoim łóżku. Rozmowy z dziadkami. Piegi na twarzy. Rozkoszne noworodki, które się śmieją. Moczenie nóg w wodzie. Muzyka, która sprawia, że masz gęsią skórkę.  Zapach nowych książek. Zapach starych książek. Poczucie bezpieczeństwa w czyiś ramionach. Kolorowe tęczówki w oczach człowieka. Mroźne malowidła na oknach. Las obsypany śniegiem. Ogromne zaspy. Islandia. Owoce jedzone prosto z drzewa albo krzaczka. Dołeczki w policzkach. To, że jesteśmy dla kogoś ważni. Góry. Radość kogoś, komu zrobimy niespodziankę. Spełnienie marzenia. Zachód słońca. Ciepłe letnie noce spędzone poza domem. Gwiaździste niebo. Widzieć, jak dorasta Twoje młodsze rodzeństwo, siostrzeńce albo bratanki.Twarz kobiety bez makijażu. Jej dziecięce oczy bez tuszu do rzęs. Śnieg roztapiający się na wiosnę. Muzyka, która wycisza i uspokaja. Zapach obiadu tuż po wejściu do domu. Kiedy tata traktuje swoją córkę jak księżniczkę. Kiedy mama traktuje swojego syna jak księcia. (Bez przesady, oczywiście) Kobiety w ciąży, noszące przez 9 miesięcy pod serduszkiem, drugie serduszko albo nawet dwa. Zapach słońca na skórze pod koniec lata. Ciepła herbata, kiedy wracamy zmarznięci do domu. Przegadane do rana noce. Mama, która mimo zmęczenia zrobi ci kolację. Kiedy przestajesz za czymś tęsknić, bo masz to, choć przez chwilę. Kiedy ktoś zna Cię tak dobrze, że nawet gdy wysyłasz uśmiechające się buźki, on pyta, co się dzieje. Cynamonowe ciasteczka. Ciepłe mleko z miodem. Zapach pierników przed świętami. Troska rodziców o dzieci. Pole słoneczników. Popcorn. Ognisko z bliskimi. Niebo - gładkie błękitne, z pokłębionymi białymi chmurami, z ciemnymi burzowymi chmurami, fioletowo-różowe podczas zachodu słońca, szare w pochmurne dni. Bukiet kwiatów od chłopaka w ręku dziewczyny. Trzymanie się za ręce w geście miłości, nie przynależności. W geście mówiącym "jestem z nim połączona, a on jest ze mną, jesteśmy jednością", a nie "on jest mój, a ja jestem jego, nie waż się choćby spojrzeć". Skóra gładka po goleniu. Puste mieszkanie, w którym możesz zacząć wszystko od początku, od nowa.

Zastanawialiście się kiedyś, jak wiele piękna umyka naszym oczom w codziennym życiu? Jak wiele przeoczamy w tym biegu, w wyścigu szczurów? Chciałabym, żebyśmy wszyscy zwolnili choć na chwilę i zaczęli częściej doświadczać tego piękna.

Uważam, że każdy z nas jest piękny. W każdym z nas tkwi piękno. Może czasami nie potrafimy go odkryć, ale jestem pewna, że jest ktoś, kto widzi choćby jego namiastkę w Was. Bo wszyscy jesteśmy PIĘKNI!!!


Pssst... Zdumiewa mnie zawsze fakt, że kiedy kogoś pocieszam, mam w sobie ogrom pozytywnej energii. Nawet nie wiem, skąd ona się bierze. Nagle jestem w stanie napisać, coś tak optymistycznego, że nie brzmi to wcale, jakbym pisała to ja. Natomiast, kiedy sama jestem w dołku, źródło dobrej energii chyba zostaje zasypane moim złym humorem. I tak samo jest, jeśli chodzi o piękno. Potrafię je dostrzec w każdym i we wszystkim. Ale we mnie nie widzę go wcale.

Dostrzegajcie piękno w otaczającej Was rzeczywistości. Bądźcie za nie wdzięczni i dzielcie się nim z innymi. Bądźcie piękni!!!

Ściskam i przesyłam buziaki 💕

PS
Dziewięć z tych wszystkich zdań powstało przy pomocy. Dziękuję, dziewczyny! Przesyłam mnóstwooo miłości jeszcze raz! 💕

18:39

tęsknota [ene due #1]

tęsknota [ene due #1]

Tęsknię za dzieciństwem, kiedy moim największym problemem było to, że ulubiony golf jest za mały i trzeba go oddać. Tęsknię za całymi dniami spędzanymi z rówieśnikami w piaskownicy i powrotami do domu tylko na jedzenie. Tęsknię za dobranockami. Tęsknię za wyścigami, zabawą w"Baba Jaga patrzy" i "Mamo, mamo, ile kroków do Ciebie?". Tęsknię za lodami miętowymi z Leadera Price - tego smaku nigdy nie odnalazłam. Tęsknię za rodzinnymi wyjazdami nad wodę. Tęsknię za niezwracaniem uwagi na swoje ciało. Tęsknię za zupą owocową jedzoną w szkole. Tęsknię za tatą, który kupował mi zestaw 64 kredek świecowych. Tęsknię za nauką w gimnazjum, kiedy myślałam, że nie mam wolnego czasu, a potem poszłam do liceum i okazało się, że miałam go całkiem sporo. Tęsknię za spacerami z nim. Tęsknię za swoją świnką morską. Tęsknię za Krakowem, który kocham. Tęsknię za spotkaniami z nim i oglądaniem razem filmów. Tęsknię za czasem, kiedy miałam wiele energii i zapału. Tęsknię za pierogami z jagodami. Tęsknię za kimś, kto okazał się kimś zupełnie innym.  Tęsknię za podróżowaniem kilka godzin w samochodzie nad morze. Tęsknię za pluskaniem się w basenie w ledwo ciepłej wodzie. Tęsknię za jedzeniem słodyczy bez konsekwencji widocznych na wadze. Tęsknię za spaniem na łóżku piętrowym. Tęsknię za oglądaniem seriali do nocy. Tęsknię za jedzeniem śniadania na tarasie. Tęsknię za czasem, kiedy po zimie przychodziła wiosna, a nie od razu lato, jak teraz. Tęsknię za podjadaniem malin prosto z krzaka. Tęsknię za swoją pogodnością i gotowością na wszystko po przyjściu do liceum. Tęsknię za rozmowami do późna. Tęsknię za czasem, kiedy nie miałam obsesji na punkcie własnego ciała, zanim zaczęło się to wszystko. Tęsknię za czytaniem po raz pierwszy ulubionych książek. Tęsknię za słowami, które sprawiały, że czułam się ważna. Tęsknię za długimi włosami. Tęsknię za psychoterapią. Tęsknię za sylwetką sprzed głodówek. Tęsknię za wolno płynącym czasem. Tęsknię za wymienianiem w szalonym tempie wiadomości na konferencji, aż zacinał się telefon. Tęsknię za Teen wolfem. Tęsknię za pochłanianiem książki za książką, leżąc na leżaku. Tęsknię za cukiniowymi ciastkami. Tęsknię za oglądaniem razem bollywoodzkich filmów z rodzicami. Tęsknię za jesiennym słońcem. Tęsknię za ubieraniem się w swetry. Tęsknię za herbatą z cytryną robioną przez mamę. Tęsknię za swoim zwariowanym zainteresowaniem sztuką. Tęsknię za wiarą, że kiedyś zostanę projektantką mody. Tęsknię za przytulaniem się. Tęsknię za bliskością. Tęsknię za możliwością napisania Ci wszystkiego, co siedzi mi w głowie. Tęsknię za umiejętnością mówienia o sobie. Tęsknię za wiedzą, co czuję. Tęsknię za brakiem pustki w środku. Tęsknię za nieodczuwaniem tęsknoty za Tobą. Tęsknię za nieskazitelną cerą. Tęsknię za niepotrzebowaniem malowania się. Tęsknię za czasem, kiedy nie musiałaś się o mnie martwić. Tęsknię za pisaniem opowiadań. Tęsknię za marzeniem, że kiedyś napiszę coś tak dobrego, że będę mogła to wydać. Tęsknię za huśtaniem się na huśtawce przed blokiem. Tęsknię za wstawaniem wcześnie rano i czytaniem w łóżku. Tęsknię za śniadaniem robionym przez babcię. Tęsknię za robieniem pikników w cieniu. Tęsknię za ciszą w lesie. Tęsknię za racuchami z jabłkiem, które czekały na mnie po powrocie ze szkoły. Tęsknię za swoją głową bez całego tego szumu.

A za czym Ty tęsknisz?

16:12

dotyk, przytulasy i inne bliskości

dotyk, przytulasy i inne bliskości

Szukając zdjęcia do tego wpisu, natrafiłam na tyle wspaniałych, że nie wiedziałam, które wybrać... Więc postanowiłam przemycić jakoś wszystkie. No i zrobiłam porządny re-search, więc trochę czytania będzie. 

Każdy normalny człowiek potrzebuje kogoś. Potrzebujemy być blisko. Skóra potrzebuje skóry. 

Każdy z nas potrzebuje czułości. Każdy z nas potrzebuje dotyku. I chodzi mi tutaj o ten dobry dotyk!!! Zwróćcie uwagę, jak wielką rolę odgrywa kontakt dziecka z matką tuż po porodzie. Jak ważny jest dotyk skóry do skóry. To naturalne. Badania mówią, że wpływa to na polepszenie więzi między matką i dzieckiem.

Tak więc już od pierwszych dni tej bliskości pragniemy. Zauważcie, że większość małych dzieci chce się przytulać do wszystkiego, co się rusza. Są jeszcze na tyle śmiałe, że swoją potrzebę bliskości zaspokajają na bieżąco, zanim urośnie do kosmicznych rozmiarów. Tylko wraz z wiekiem po drodze większość z nas gubi gdzieś tę śmiałość. Tylko niewielki odsetek jest zdolny do spontanicznego przytulania. Zamiast tego izolujemy się i choć wewnętrznie czujemy ogromną potrzebę bliskości, nie umiemy o nią poprosić. 

Obserwacje prowadzone w XX wieku na grupie dzieci z sierocińca pokazały, że dotyk jest nie tylko ważny do prawidłowego rozwoju, ale także w ogóle do życia. Po raz pierwszy uwagę na to zwrócił Rene Spitz - węgierski psychiatra. Porównał on wtedy rozwój dzieci z dwóch żłóbków: żłobka więziennego, w którym dzieci na co dzień miały kontakt z matkami i były przez nie przytulane, i żłobka przy sierocińcu, prowadzony przez siostry zakonne, które dbały o dzieci pod względem higieny i odżywiania, ale nie przytulały maluszków. Węgier zauważył, że śmiertelność w drugim żłobku była straszliwa. Umierało co trzecie dziecko, podczas gdy w żłobku więziennym ani jedno. Dzieci z obu grup miały takie same warunki życia, a jedyną zmienną był tutaj dotyk... Dalsze obserwacje pozwoliły stwierdzić, że nieprzytulane dzieci wolniej przybierają na wadze i są mniej odporne od przytulanych.


W 1994 roku Mary Carlson ze swoim mężem Feltonem Earlsem i psychologiem dziecięcym postanowili sprawdzić, czy "siniaki w mózgu" (tak nazwali zmiany w tym organie) spowodowane brakiem dotyku można zaleczyć. Przeprowadzone obserwacje pozwoliły stwierdzić, że tak! W sierocińcu, w którym one się odbywały, w jednej z grup zwiększono liczbę opiekunek tak, żeby na czworo dzieci przypadała jedna, a nie na dwadzieścioro. Wyniki tego badania pokazały, że u dzieci tych obniżał się poziom hormonu stresu w ciągu dnia, który u dzieci z drugiej grupy (nieprzytulanych przez opiekunki) utrzymywał się na stałym poziomie przez całą dobę. 

Przytulanie, całowanie, dotykanie, wyzwalając oksytocynę, wywołuje reakcję chemiczną, która pomaga obniżyć ciśnienie krwi, co z kolei zmniejsza ryzyko chorób serca i przyczynia się do zmniejszenia stresu i niepokoju. ~ Katarzyna A. Connors, trener i terapeuta

Oksytocyna hamuje działanie części współczulnej autonomicznego układu nerwowego, odpowiedzialnego za ucieczkę lub walkę w chwili niebezpieczeństwa. Ale co to dokładnie znaczy? Pozwala nam poczuć się bezpiecznie. A więc poczuć się bezpiecznie w czyiś ramionach... 

Żadna forma życia nie miałaby szans na samodzielną egzystencję bez zmysłu dotyku, dlatego też w przyrodzie nie spotyka się zupełnego braku tego zmysłu. ~  dr Martin Grunwald 

Wyrzutowi oksytocyny nie sprzyja tylko dotyk obcej osoby, ale nawet przytulanie siebie przez nas samych, przytulanie maskotki czy zwierząt. To właśnie tulenie tych ostatnich wykorzystuje się w wielu terapiach. 



Jeśli chodzi o bliskość, wystarczyłoby mi przytulanie. To nie jest tak, że nie mam ochoty na kontakt fizyczny. Pewnie, że tego potrzebuję, chyba każdy potrzebuje. Mam ochotę się wtulić, tak z całej siły, w kogoś, komu mogę zaufać (...). Chciałabym pozostać w tej pozycji wiele, wiele godzin, aż spłynie ze mnie cały gniew, bunt, cały ten cholerny, wielotonowy smutek.

Skoro przedstawiłam już wam całą tą skomplikowaną medyczną stronę, to teraz czas na trochę prywaty...
Ja w swoim świadomym życiu przeszłam przez różne etapy wrażliwości na dotyk. Pamiętam, że kiedy moja nienawiść do siebie i swojego wyglądu była ogromna, każdy dotyk drugiej osoby działał na mnie odstraszająco i przypominał mi o moim poczuciu obrzydzenia do samej siebie. Z czasem jednak mimo tej wewnętrznej niechęci, po pójściu do liceum trochę się to zmieniło. Zaczęłam w końcu przytulać się do innych i okazało się, że przez tyle czasu izolacji baaaardzo tego potrzebuję. I choć teraz nie jestem na tyle śmiała, żeby podejść i bez żadnych oporów kogoś wytulić, to zdarza mi się to częściej. I tak, jak Agnieszka Olejnik powiedziała (cytat tuż nad tym akapitem), właśnie teraz czuję ogromną potrzebę wtulenia się w kogoś i nieruszania się dopóki cały mój stres, ból, złość i przygnębienie po prostu nie znikną. Bo mój pies prawdopodobnie ma mnie już dosyć, a moje ręce nie działają już... Zamiast tego dostaję jeszcze kolejne zranienia, od osób, które nie powinny tego robić... 

W tym wpisie chciałam uświadomić wam, jeśli jeszcze tego nie wiedzieliście, że przytulasy są ogromnie ważne w naszym życiu i powinny być dodawane do wszystkiego. Na powitanie, na pożegnanie, przy składaniu życzeń, przy podziękowaniach za coś i jeszcze w wielu wielu innych sytuacjach, które aktualnie nie przychodzą mi do głowy. Pamiętajcie, żeby wymieniać chociaż 4 uściski w ciągu dnia, choć osiem jest preferowaną liczbą (badania badania badania). Kończę ten naukowy bełkot i zostawiam was z refleksjami, kiedy ostatni raz kogoś mocno przytuliliście. 

Miłego popołudnia! 
Ściskam najmocniej!!
Ana  


16:56

pogaduszki pogawędki po-długiej-przerwie

pogaduszki pogawędki po-długiej-przerwie
Photo by Thomas Tixtaaz

Piszę do Was prawie po wszystkich maturach (zostały jeszcze ustne) i jest to dość ciężkie, patrząc na to, kiedy ostatni raz coś wyklikałam. Ale w mojej głowie jest aktualnie tyle myśli, że postanowiłam coś z tym zrobić. I kurczę ciężko jest zacząć po takiej przerwie i z takim miszmaszem w głowie. Ale spróbujmy. 

Kiedy patrzę dzisiaj na siebie sprzed roku, na tamtą rozsypującą się dziewczynę, zastanawiam się, dlaczego była sama. Mając naprawdę fenomenalną pamięć do zdarzeń, które mi się przytrafiły, ale o tym jeszcze dzisiaj wspomnę, myślę, jak źle się wtedy czułam, jak planowałam własne samobójstwo, jak nie mogłam patrzeć na siebie w lustrze, a uśmiech na mojej twarzy pojawiał się może kilka razy w ciągu dnia. Myślę o tym, że chciałam zostawić wszystko tutaj i się poddać. Wspominam swoje myśli o tym, że moja śmierć nikogo by nie obeszła. Nic nie zmieniłoby się dla ludzi, którzy mnie znali. Zapomnieliby o mnie po kilku dniach, tygodniach, miesiącach. Często nie poznaję w tej dziewczynie siebie. Jak wiele mogło się zmienić...

Czy nadal tak myślę? To skomplikowane - tak powinna brzmieć prawidłowa odpowiedź na to pytanie. Nie jestem pewna, czy mam wokół siebie ludzi, którzy trzymają mnie tutaj. Ale na pewno nie myślę o odejściu z taką częstotliwością jak rok temu. Bardziej zastanawiam się, jak wyglądałby świat beze mnie...

Mam świetną pamięć. A działa ona podobnie, jak było to pokazane w 3 odcinku 2 sezonu Black Mirror, gdzie bohaterowie mieli wczepione za uchem ziarno, które pełniło funkcję dysku twardego w ich głowach. Mogli oni w każdej chwili wrócić do danego wspomnienia, odtwarzać je non stop przed swoimi oczami czy nawet na ekranie telewizora. Moja pamięć właśnie tak działa. Pojedyncze słowo, piosenka, film, naprawdę drobnostka jest w stanie "wyświetlić przed moimi oczami" to, gdzie usłyszałam, zobaczyłam to po raz pierwszy. Pamiętam okoliczności słuchania piosenek i dokładnie mam przed oczami to, jak się wtedy ruszałam i co mówiła osoba, z którą ich słuchałam. Brzmi to jak obłęd. A ponadto, gorsze wspomnienia pojawiają się w mojej głowie znacznie szybciej i ciężej jest mi je z niej wyrzucić. A piszę to po to, aby podkreślić jak łatwo może zmienić się mój nastrój w skutek jakiegoś drobiazgu, który przywołał ze sobą trudne wspomnienie, i jak łatwo mogę się wycofać z rzeczywistości i stać się nieobecna.

I ta pamięć jest niszcząca. Chciałabym nie pamiętać choćby 1/4 z tego, co mam w głowie. Nie kontroluję pojawiających się myśli i wspomnień. Pojawiają się one mimowolnie, a ja czuję wtedy jak za mgłą. Ostatnio coraz częściej mam ochotę się ich pozbyć. Dlatego czytam. Wolę zająć głowę fabułą książki i problemami bohaterów, zamiast oddawać się swoim myślom, które mogą zaprowadzić mnie w naprawdę ślepe zaułki. 

Zamykam się w sobie. Po raz kolejny stawiam cegiełka po cegiełce mur wokół siebie. I tym razem naprawdę wątpię, czy ktoś będzie zdolny go przebić, gdy już go skończę; czy ktoś mi przeszkodzi w budowie go... 

Wspomnienia - niektóre potrafią być bolesne, inne cię napędzają; inne zostają z tobą na zawsze, a jeszcze inne tracisz z własnej woli. Nie można odgadnąć, które przetrwają, jeśli nie zostaniesz na polu bitwy, gdzie trafiają w ciebie kule. Ale jeśli ma się to szczęście, będziesz mieć jeszcze dobre wspomnienia, które cię osłonią. 

Ten wpis prawdopodobnie nie ma większego sensu, ale w mojej głowie zwolniło się trochę miejsca (miejmy nadzieję, że dla lepszych myśli). Mam nadzieję, że w najbliższym czasie dopisze mi wena i pojawi się tutaj więcej postów. Wracam do czytania, bo za oknem humorzasta pogoda, więc nawet spacer odpada. A Wam życzę miłego weekendu 💕
Ściskam, 
Ana 

16:46

To był ciężki rok...

To był ciężki rok...

Hej! Po tak długiej przerwie przydałoby się chociaż przywitać. Nie miałam pojęcia, że od ostatniego posta minęło tak dużo czasu... Trochę wstyd mi, że tak długo nie pisałam. I przeraża mnie fakt, że po tak długiej przerwie od razu serwuję Wam długaśnego posta i jak wiele kwestii chcę w nim poruszyć. 

Chciałabym podsumować ten rok. Cały. Więc jeśli jesteście ciekawi, co się u mnie działo, kiedy mnie nie było na Archiwum, to serdecznie Was zapraszam. 
Copyright © 2016 Archiwum , Blogger