16:12

dotyk, przytulasy i inne bliskości

dotyk, przytulasy i inne bliskości

Szukając zdjęcia do tego wpisu, natrafiłam na tyle wspaniałych, że nie wiedziałam, które wybrać... Więc postanowiłam przemycić jakoś wszystkie. No i zrobiłam porządny re-search, więc trochę czytania będzie. 

Każdy normalny człowiek potrzebuje kogoś. Potrzebujemy być blisko. Skóra potrzebuje skóry. 

Każdy z nas potrzebuje czułości. Każdy z nas potrzebuje dotyku. I chodzi mi tutaj o ten dobry dotyk!!! Zwróćcie uwagę, jak wielką rolę odgrywa kontakt dziecka z matką tuż po porodzie. Jak ważny jest dotyk skóry do skóry. To naturalne. Badania mówią, że wpływa to na polepszenie więzi między matką i dzieckiem.

Tak więc już od pierwszych dni tej bliskości pragniemy. Zauważcie, że większość małych dzieci chce się przytulać do wszystkiego, co się rusza. Są jeszcze na tyle śmiałe, że swoją potrzebę bliskości zaspokajają na bieżąco, zanim urośnie do kosmicznych rozmiarów. Tylko wraz z wiekiem po drodze większość z nas gubi gdzieś tę śmiałość. Tylko niewielki odsetek jest zdolny do spontanicznego przytulania. Zamiast tego izolujemy się i choć wewnętrznie czujemy ogromną potrzebę bliskości, nie umiemy o nią poprosić. 

Obserwacje prowadzone w XX wieku na grupie dzieci z sierocińca pokazały, że dotyk jest nie tylko ważny do prawidłowego rozwoju, ale także w ogóle do życia. Po raz pierwszy uwagę na to zwrócił Rene Spitz - węgierski psychiatra. Porównał on wtedy rozwój dzieci z dwóch żłóbków: żłobka więziennego, w którym dzieci na co dzień miały kontakt z matkami i były przez nie przytulane, i żłobka przy sierocińcu, prowadzony przez siostry zakonne, które dbały o dzieci pod względem higieny i odżywiania, ale nie przytulały maluszków. Węgier zauważył, że śmiertelność w drugim żłobku była straszliwa. Umierało co trzecie dziecko, podczas gdy w żłobku więziennym ani jedno. Dzieci z obu grup miały takie same warunki życia, a jedyną zmienną był tutaj dotyk... Dalsze obserwacje pozwoliły stwierdzić, że nieprzytulane dzieci wolniej przybierają na wadze i są mniej odporne od przytulanych.


W 1994 roku Mary Carlson ze swoim mężem Feltonem Earlsem i psychologiem dziecięcym postanowili sprawdzić, czy "siniaki w mózgu" (tak nazwali zmiany w tym organie) spowodowane brakiem dotyku można zaleczyć. Przeprowadzone obserwacje pozwoliły stwierdzić, że tak! W sierocińcu, w którym one się odbywały, w jednej z grup zwiększono liczbę opiekunek tak, żeby na czworo dzieci przypadała jedna, a nie na dwadzieścioro. Wyniki tego badania pokazały, że u dzieci tych obniżał się poziom hormonu stresu w ciągu dnia, który u dzieci z drugiej grupy (nieprzytulanych przez opiekunki) utrzymywał się na stałym poziomie przez całą dobę. 

Przytulanie, całowanie, dotykanie, wyzwalając oksytocynę, wywołuje reakcję chemiczną, która pomaga obniżyć ciśnienie krwi, co z kolei zmniejsza ryzyko chorób serca i przyczynia się do zmniejszenia stresu i niepokoju. ~ Katarzyna A. Connors, trener i terapeuta

Oksytocyna hamuje działanie części współczulnej autonomicznego układu nerwowego, odpowiedzialnego za ucieczkę lub walkę w chwili niebezpieczeństwa. Ale co to dokładnie znaczy? Pozwala nam poczuć się bezpiecznie. A więc poczuć się bezpiecznie w czyiś ramionach... 

Żadna forma życia nie miałaby szans na samodzielną egzystencję bez zmysłu dotyku, dlatego też w przyrodzie nie spotyka się zupełnego braku tego zmysłu. ~  dr Martin Grunwald 

Wyrzutowi oksytocyny nie sprzyja tylko dotyk obcej osoby, ale nawet przytulanie siebie przez nas samych, przytulanie maskotki czy zwierząt. To właśnie tulenie tych ostatnich wykorzystuje się w wielu terapiach. 



Jeśli chodzi o bliskość, wystarczyłoby mi przytulanie. To nie jest tak, że nie mam ochoty na kontakt fizyczny. Pewnie, że tego potrzebuję, chyba każdy potrzebuje. Mam ochotę się wtulić, tak z całej siły, w kogoś, komu mogę zaufać (...). Chciałabym pozostać w tej pozycji wiele, wiele godzin, aż spłynie ze mnie cały gniew, bunt, cały ten cholerny, wielotonowy smutek.

Skoro przedstawiłam już wam całą tą skomplikowaną medyczną stronę, to teraz czas na trochę prywaty...
Ja w swoim świadomym życiu przeszłam przez różne etapy wrażliwości na dotyk. Pamiętam, że kiedy moja nienawiść do siebie i swojego wyglądu była ogromna, każdy dotyk drugiej osoby działał na mnie odstraszająco i przypominał mi o moim poczuciu obrzydzenia do samej siebie. Z czasem jednak mimo tej wewnętrznej niechęci, po pójściu do liceum trochę się to zmieniło. Zaczęłam w końcu przytulać się do innych i okazało się, że przez tyle czasu izolacji baaaardzo tego potrzebuję. I choć teraz nie jestem na tyle śmiała, żeby podejść i bez żadnych oporów kogoś wytulić, to zdarza mi się to częściej. I tak, jak Agnieszka Olejnik powiedziała (cytat tuż nad tym akapitem), właśnie teraz czuję ogromną potrzebę wtulenia się w kogoś i nieruszania się dopóki cały mój stres, ból, złość i przygnębienie po prostu nie znikną. Bo mój pies prawdopodobnie ma mnie już dosyć, a moje ręce nie działają już... Zamiast tego dostaję jeszcze kolejne zranienia, od osób, które nie powinny tego robić... 

W tym wpisie chciałam uświadomić wam, jeśli jeszcze tego nie wiedzieliście, że przytulasy są ogromnie ważne w naszym życiu i powinny być dodawane do wszystkiego. Na powitanie, na pożegnanie, przy składaniu życzeń, przy podziękowaniach za coś i jeszcze w wielu wielu innych sytuacjach, które aktualnie nie przychodzą mi do głowy. Pamiętajcie, żeby wymieniać chociaż 4 uściski w ciągu dnia, choć osiem jest preferowaną liczbą (badania badania badania). Kończę ten naukowy bełkot i zostawiam was z refleksjami, kiedy ostatni raz kogoś mocno przytuliliście. 

Miłego popołudnia! 
Ściskam najmocniej!!
Ana  


16:56

pogaduszki pogawędki po-długiej-przerwie

pogaduszki pogawędki po-długiej-przerwie
Photo by Thomas Tixtaaz

Piszę do Was prawie po wszystkich maturach (zostały jeszcze ustne) i jest to dość ciężkie, patrząc na to, kiedy ostatni raz coś wyklikałam. Ale w mojej głowie jest aktualnie tyle myśli, że postanowiłam coś z tym zrobić. I kurczę ciężko jest zacząć po takiej przerwie i z takim miszmaszem w głowie. Ale spróbujmy. 

Kiedy patrzę dzisiaj na siebie sprzed roku, na tamtą rozsypującą się dziewczynę, zastanawiam się, dlaczego była sama. Mając naprawdę fenomenalną pamięć do zdarzeń, które mi się przytrafiły, ale o tym jeszcze dzisiaj wspomnę, myślę, jak źle się wtedy czułam, jak planowałam własne samobójstwo, jak nie mogłam patrzeć na siebie w lustrze, a uśmiech na mojej twarzy pojawiał się może kilka razy w ciągu dnia. Myślę o tym, że chciałam zostawić wszystko tutaj i się poddać. Wspominam swoje myśli o tym, że moja śmierć nikogo by nie obeszła. Nic nie zmieniłoby się dla ludzi, którzy mnie znali. Zapomnieliby o mnie po kilku dniach, tygodniach, miesiącach. Często nie poznaję w tej dziewczynie siebie. Jak wiele mogło się zmienić...

Czy nadal tak myślę? To skomplikowane - tak powinna brzmieć prawidłowa odpowiedź na to pytanie. Nie jestem pewna, czy mam wokół siebie ludzi, którzy trzymają mnie tutaj. Ale na pewno nie myślę o odejściu z taką częstotliwością jak rok temu. Bardziej zastanawiam się, jak wyglądałby świat beze mnie...

Mam świetną pamięć. A działa ona podobnie, jak było to pokazane w 3 odcinku 2 sezonu Black Mirror, gdzie bohaterowie mieli wczepione za uchem ziarno, które pełniło funkcję dysku twardego w ich głowach. Mogli oni w każdej chwili wrócić do danego wspomnienia, odtwarzać je non stop przed swoimi oczami czy nawet na ekranie telewizora. Moja pamięć właśnie tak działa. Pojedyncze słowo, piosenka, film, naprawdę drobnostka jest w stanie "wyświetlić przed moimi oczami" to, gdzie usłyszałam, zobaczyłam to po raz pierwszy. Pamiętam okoliczności słuchania piosenek i dokładnie mam przed oczami to, jak się wtedy ruszałam i co mówiła osoba, z którą ich słuchałam. Brzmi to jak obłęd. A ponadto, gorsze wspomnienia pojawiają się w mojej głowie znacznie szybciej i ciężej jest mi je z niej wyrzucić. A piszę to po to, aby podkreślić jak łatwo może zmienić się mój nastrój w skutek jakiegoś drobiazgu, który przywołał ze sobą trudne wspomnienie, i jak łatwo mogę się wycofać z rzeczywistości i stać się nieobecna.

I ta pamięć jest niszcząca. Chciałabym nie pamiętać choćby 1/4 z tego, co mam w głowie. Nie kontroluję pojawiających się myśli i wspomnień. Pojawiają się one mimowolnie, a ja czuję wtedy jak za mgłą. Ostatnio coraz częściej mam ochotę się ich pozbyć. Dlatego czytam. Wolę zająć głowę fabułą książki i problemami bohaterów, zamiast oddawać się swoim myślom, które mogą zaprowadzić mnie w naprawdę ślepe zaułki. 

Zamykam się w sobie. Po raz kolejny stawiam cegiełka po cegiełce mur wokół siebie. I tym razem naprawdę wątpię, czy ktoś będzie zdolny go przebić, gdy już go skończę; czy ktoś mi przeszkodzi w budowie go... 

Wspomnienia - niektóre potrafią być bolesne, inne cię napędzają; inne zostają z tobą na zawsze, a jeszcze inne tracisz z własnej woli. Nie można odgadnąć, które przetrwają, jeśli nie zostaniesz na polu bitwy, gdzie trafiają w ciebie kule. Ale jeśli ma się to szczęście, będziesz mieć jeszcze dobre wspomnienia, które cię osłonią. 

Ten wpis prawdopodobnie nie ma większego sensu, ale w mojej głowie zwolniło się trochę miejsca (miejmy nadzieję, że dla lepszych myśli). Mam nadzieję, że w najbliższym czasie dopisze mi wena i pojawi się tutaj więcej postów. Wracam do czytania, bo za oknem humorzasta pogoda, więc nawet spacer odpada. A Wam życzę miłego weekendu 💕
Ściskam, 
Ana 

Copyright © 2016 Archiwum , Blogger