Oj, naprawdę długo mnie tutaj nie było, ale nareszcie jestem. Witam wszystkich stęsknionych i życzę wszystkiego dobrego w kolejnym roku naszego życia! Niech ten rok przyniesie nam wiele doświadczeń i niezapomnianych, ale w pozytywnym znaczeniu, wspomnień.
Za chwilę do drzwi zapuka marzec, a ja wreszcie zbieram się do podsumowania tego, jaki był dla mnie rok 2018 . A działo się w nim wiele, oj działo. Nie wiem, czy jest sens podsumowywać cały rok tak dokładnie... Szybko więc tylko przypomnę sobie i jeszcze raz przeżyję rok 2018 z Wami.
Styczeń. Studniówka, do której udało mi się schudnąć może nie tyle, ile bym chciała, ale tyle, żebym wyglądała lepiej niż przed nią. Wspólne dekorowanie sali, ponieważ nasza miała miejsce w szkole. Wiele stresu, trochę wylanych łez, błyszcząca delikatnie sukienka i jedna z najlepszych imprez, na których byłam. Cudownie było zapomnieć na jedną noc, jak niepewnie czuję się ze sobą i jak niezręcznie poruszam się w tańcu.
Luty. Marzec. Przygotowania do matury. Nic szczególnego się nie działo. Odzyskałam kontakt z przyjacielem po wielomiesięcznej przerwie. Rozstałam się z chłopakiem.
Kwiecień. Przygotowania do matury - ciąg dalszy. pielgrzymka do Częstochowy, w czasie której odwiedziliśmy także mój ukochany Kraków i Oświęcim. Pierwszy raz oddałam krew w akcji krwiodawstwa w szkole. Zakończenie roku, czyli stanie się abiturientką. Nie powiem, było i nadal jest mi przykro. Ze wszystkich okresów nauki najbardziej tęsknić będę chyba właśnie za liceum.
Maj. M A T U R Y. Stresu ilości takie jak plastiku na Pacyfiku, jednym słowem OGROMNE. Pierwsza praca, wtedy tylko w weekendy.
Czerwiec. Rekrutacje na studia. Praca. Trochę odpoczynku.
Lipiec. Praca, praca, praca. Wyniki rekrutacji. Dostałam się na 3 z 4 uczelni, na które składałam dokumenty. Zostałam ciocią!!!
No i sierpień. Miesiąc wrażeń. Już od początku myślałam tylko o jednym - wyjeździe w pojedynkę na drugi koniec Polski do ludzi, których nigdy nie widziałam. Stresowałam się nie tylko spotkaniem z nimi, ale w ogóle samotną podróżą. Wyjechałam wcześnie rano, miałam przesiadkę w Warszawie i kiedy dotarłam na miejsce, poziom kortyzolu (hormonu stresu) w mojej krwi był okropnie wysoki. Wyściskałam dwie osoby, na których spotkanie czekałam 4 lata w przypadku jednej i 2 w drugiej. To była podróż mojego życia, a te kilka dni minęło zbyt szybko.
Wrzesień. Chrzciny maluszka. Wiadomość, która zdeterminowała ostatnie miesiące tego roku. Pakowanie. Duuuużo pakowania. Stres tym razem związany z przeprowadzką. Przeprowadzka.
Październik. Immatrykulacja. Oficjalnie studentka I roku. Pierwsze zajęcia na uczelni. Wcieranie się w nowe towarzystwo, oswajanie z akademikiem, miastem. Pierwsze kryzysy pełne histerycznego "chcę wrócić do domu!!!". Pierwsza studencka impreza.
Listopad. Powrót do domu, tak długo oczekiwany. 19. urodziny. Spotkanie z D. Pierwsze oceny na uczelni.
Grudzień. Kolokwia. Nauki w bród. Powrót do domu. Spotkania z D. Sylwester, którego lepiej nie wspominać...
Rok 2018 był dla mnie przełomowy. W ogromnym skrócie: studniówka, rozstanie, matura, praca, sierpniowy wyjazd, wrześniowa wiadomość, przeprowadzka, studia, zakochanie się, rozpoczęcie czegoś nowego, bardziej dojrzałego (mam wrażenie), urodziny, kolokwia, święta i długi wypoczynek w domu.
Nie umiem stwierdzić, czy był dobry, czy zły. Był dla mnie łatwiejszy na pewno pod względem zdrowia psychicznego. Miałam zdecydowanie mniej załamań nerwowych i bardzo się z tego cieszę.
Chcę wrócić do pisania i skoro teraz mam ferie po zdanej sesji, może się to uda. Ale potrzebowałam takiego luźnego wpisu, który pozwoli mi znów przyzwyczaić się do stylu, w jakim publikuję.
Trzymajcie się ciepło! Ściskam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz