Przez całe swoje dwudziestodwuletnie życie sądziłam, że to ktoś powinien się mną zaopiekować, żebym czuła się zaopiekowana. Na początku oczekiwałam tego od swoich rodziców. Ale od nich tego poczucia nie dostałam. Zaczęłam oczekiwać zaopiekowania od chłopaków, z którymi się spotykałam, ale i oni często zostawiali mnie samej sobie bez niego. Jednocześnie, mając w głowie wiele wyromantyzowanych scen z filmów, myślałam, że sami domyślą się, czego potrzebuję, i zapewnią to.
Czekając, aż ktoś się o mnie zatroszczy, spędziłam
mnóstwo czasu smutna i rozczarowana. Wypełniona bólem niemalże po brzegi. Długo
zajęło mi zrozumienie, że jedyną osobą, która musi zatroszczyć się o mnie i wie
jak to zrobić, jestem ja sama. Po wielu przykrych sytuacjach, w których
potrzebowałam tego zaopiekowania się, a go nie dostałam, uświadomiłam sobie, że
to zależy ode mnie, przede wszystkim.
Przez rok mieszkania z jedną z najbliższych mi osób to na nią przenosiłam ciężar troszczenia się o mnie. Często nawet nie mówiąc wprost, czego potrzebuję, oczekiwałam, że to dostanę, bo przecież dobrze mnie zna. I dostawałam albo i nie. Ale po tym czasie, kiedy się wyprowadziłam i zostałam sama, nie było już komu się mną zaopiekować. Paraliżowała mnie ta samotność i przerażała.
Boleśnie sobie wtedy uświadomiłam, że nie umiem tego robić w stosunku do siebie. Że dobrze wychodzi mi dbanie o innych, ale nie potrafię zadbać o mnie. Że odkąd powierzyłam opiekę nad sobą innym osobom, przestałam sama się o siebie troszczyć i teraz nie wiem, jak to zrobić, żeby czuć się dobrze.
Ostatnie pół roku mieszkania samej, bez bliskich osób na wyciągnięcie ręki, i terapia (która trwa co prawda już od niemalże roku) pozwoliło mi nauczyć się tego. Wiem, co dla mnie dobre. Potrafię coraz pewniej mówić o tym, czego potrzebuję. Potrafię powiedzieć, że mnie coś zabolało. Potrafię zawalczyć o siebie. Potrafię odpuścić, kiedy czuję, że nie dam już rady. Przestałam przesuwać granice, kiedy ktoś źle mnie traktował, i przymykać na to oko, a raczej zamykać oczy i udawać, że nie ma sprawy. Dbam o swoje ciało, co do tej pory bardzo mi nie wychodziło. Dbam o to, żeby ograniczać bodźce czy relacje, które czuję, że źle na mnie wpływają. I jestem, cholera, bardzo dumna z tego. To wszystko (i pewnie jeszcze więcej, tylko zapomniałam o czymś wspomnieć) daje mi poczucie zaopiekowania. Kojące poczucie, że cokolwiek się nie stanie, ktoś będzie obok mnie. I będę to J A.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz