Dorastając, mamy w głowie obraz tego, jakiego chcemy mieć partnera i jak chcemy, żeby wyglądała relacja z nim. Obraz wykreowany na podstawie filmów czy książek. Chcemy księcia, który będzie przynosił nam śniadanie do łóżka. Dla nas poświęci swój tytuł i rodzinę. Będzie całował nas w skroń, dawał swoją za dużą bluzę i mówił, że jesteśmy piękne. Kiedy się przed nim otworzymy, uszanuje to, a kiedy zrzucimy ubranie, odkrywając wszystkie kompleksy, będzie patrzył z miłością w oczach i powie, że jesteśmy idealne (choć tak przecież nie jest). Chcemy pocałunków w deszczu, czułości, zrozumienia, spacerów o zachodzie słońca i bukietów z polnych kwiatów. Droczenia się w uroczy sposób. Całusów, które mają zatrzymać nasz słowotok. Randek w wyjątkowych miejscach. Pikników. Balów z naszym chłopakiem/facetem, na których będziemy wyglądać jak księżniczki, a on podjedzie po nas jakimś wypasionym autem i będzie patrzył z zachwytem. Bo potrzebujemy tych zachwytów. Nie chcemy żadnych kłótni. Oczekujemy, że na wiadomość o naszej miesiączce, on kilkanaście minut później zjawi się z lodami, ciastkami, podpaskami w drzwiach, zrobi nam kakao i napełni termofor ciepłą wodą. Chcemy, żeby byli świadomi swoich błędów i przepraszali bez upominania się przez nas o to. Wierzymy, że uda nam się bad boya sprowadzić na dobrą drogę, że uda nam się go "naprawić". Chcemy, żeby nas rozśmieszali. Żeby tulili i byli wobec nas opiekuńczy. Tak byłoby przecież perfekcyjnie.
Tymczasem, wchodzimy w jakąś relację i spełnia się może kilka z naszych wizji. Naszemu chłopakowi/facetowi nie chce się wstawać zrobić śniadania, a my leżymy głodne, bo zapomniał o wczorajszej kolacji. Nie prawi komplementów, bo przecież już raz nam to powiedział. Woli wyjść z kumplami niż zabrać nas na gofry. Nigdy nie widzi swojej winy. Na wiadomość o miesiączce, otrzymujemy odpowiedź, że zostaje w domu, bo nie chce słuchać naszego narzekania. Alboo! Owszem przyjeżdża, ale zaczyna się do nas migdalić, kiedy my cierpimy i nie mamy ochoty na pieszczoty.
Obrazy tego, co chciałybyśmy mieć, a co otrzymujemy, są sprzeczne i brutalnie uświadamiają nam, że to, co zdarza się zazwyczaj tylko w filmach, nie zawsze ma odzwierciedlenie w życiu realnym. Nasz facet może być najlepszy na świecie, ale ideały NIE ISTNIEJĄ. Nie możemy oczekiwać, że on będzie wiedział o tych wszystkich naszych wizjach, no bo skąd? Jeśli nie ogląda tych samych komedii romantycznych, to nie ma opcji, że domyśli się, że też chciałybyśmy, żeby całował nas w deszczu. (nawet jeśli ogląda, to jemu ta scena może się wcale nie podobać). I tutaj naprawdę nie chodzi o to, jak wszystkie kobiety wyobrażają sobie mężczyzn i jakie mają z nimi związane fantazje, ale o to, że często te fantazje to j e d y n i e fantazje, które nigdy się nie zrealizują i nie powinnyśmy naiwnie czekać na ich spełnienie.
Poza tym, w filmach widzimy tylko kilkudziesięciominutowy wycinek tego, co łączy dwoje bohaterów. Nie widzimy ich poza kadrami. Sami rozpoczynając jakąś relację, wiemy, jak trudne jest docieranie się, ustalanie granic, otwarcie się w ogóle przed tą drugą osobą. Nie jest łatwe powiedzenie, że coś nas zabolało, że coś nam się nie podoba. Nie jesteśmy tylko MY w tej relacji, nie możemy w niej stawiać siebie na pierwszym miejscu. Przychodzą chwile, kiedy wcale nie jest jak w filmie, nie jest ani romantycznie, ani zabawnie, bliżej raczej do dramatu albo filmu akcji (dobra, koniec tych suchych żartów). Jest trudno, są łzy, nieporozumienia i spanie plecami do drugiej osoby na końcach łóżka i nie ma później wielkich przeprosin z pompą. Jest tęsknota, której nie można naprawić, rzucając wszystko i jadąc do tej drugiej osoby kilkaset kilometrów, bo już nie dajecie rady, bo ważna jest praca albo zaliczenia na uczelni. Jest ból, kiedy staracie się o dziecko i nadal nie jesteście w ciąży. Są choroby, straty, zdrady. Są kryzysy uczuciowe, finansowe, psychiczne. Są błędy trudne do naprawienia.
Nasze związki to naprawdę nie film. To krew, pot i łzy (jak się dobrze zastanowicie, to znajdziecie odniesienie do wszystkiego). To cierpienie, płacz i zranienia. Ale to także miłość, wsparcie i troska, zaufanie, szczęście i wiara. I choć zdarzają się momenty, kiedy rzeczywiście jest bajkowo/filmowo, to są to tylko m o m e n t y i jasne, powinniśmy się nimi cieszyć i celebrować, ale nie zapominajmy, że oprócz tego czeka nas jeszcze rzeczywistość, niejednokrotnie już nie tak bajkowa.
*opisane w pierwszym akapicie "fantazje" nie są moje, dobrze? niech moje pozostaną dla Was tajemnicą. zdradzę jedynie, że może kilka się zgadza ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz